Złamana ręka

I niestety, tytuł to nie jest żaden clicbait :/ W grudniu, jeżdżąc na koniu koleżanki, zaliczyłam upadek na tyle niefortunny, że złamałam rękę w łokciu. No i cóż od tego czasu pracuję z końmi z ziemi. Znajoma co prawda wsiadła za grubego z 2 razy, ale Buddy sobie odpoczywa. Ale za to, oboje spędzają ze mną dużo czasu na przytulaniu, głaskania, czesaniu, czyszczeniu i tak dalej :) Dzisiaj doszliśmy do wniosku,że dopóki nie mogę jeździć-a są to przynajmniej 2/ 3 tygodnie zanim mogę wsiąść + doliczmy do tego czas kiedy moja ręka zacznie normalnie pracować- wracamy z Buddym do początku samego. To znaczy lonża, long-reining i tak dalej. Mam nadzieje,że pomoże to mu żeby zacząć słuchać i się skupiać na tym co ma robić.
Z Dexterem natomiast, najpierw go wzięłam na lonże, ale średnio mu się to podobało. Pracować, pracował, ale widziałam,że nie sprawiało mu to żadnej przyjemności, więc stwierdziłam,że trochę się z nim pobawię, porobimy jakieś sztuczki i popracujemy nad manierami z ziemi. To już mu się bardziej podobało i kurcze ten koń jest tak cudowny, podąża za człowiekiem jak pies, a do tego strasznie uważa,żeby przypadkiem we mnie nie wbiec. Koniec końców, zaczęłam go uczyć nowej sztuczki, i jak na pierwszy raz to całkiem umiejętnie mu to szło :D
Nauka ukłonu, i moja radość kiedy w końcu się udało :D
A na koniec zdjęcie Buddiego, w jego cudownej, polarowej derce :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty